Nie potrafię oderwać
się od Boga…
Dowiedziałam się, że
bliska memu sercu osoba jest bardzo ciężko chora. Wspomniana wiadomość wyrwała
z mego ciała duszę, rozpalając ją ogniem pragnienia nieustającej modlitwy w
intencji nawrócenia i uświęcenia oraz uzdrowienia.
Budzę się i padam
błagalnie do stóp mego umiłowanego Pana, prosząc przede wszystkim o łaskę
Miłosierdzia i o zagłuszenie Bożej Sprawiedliwości Potęgą Miłości Jezusowego
Serca. Ciało krąży w labiryncie codziennych obowiązków z kroplą wewnętrznej
słodyczy niewytłumaczalnego i naprawdę bardzo trudnego do opisania pokoju, a
dusza klęczy przed Bogiem, wtulając się w Niego i wtapiając całą sobą z
ogromnym oddaniem oraz ufnością. Wykonuję wszystkie zadania bez jakichkolwiek
problemów czy niedociągnięć, zaniedbań czy zniechęcenia. Ciało moje funkcjonuje
bez zarzutu, ale wydaje się pozostawione sam na sam ze sobą w przyziemnym
wymiarze podporządkowanym różnym rolom społecznym, które stanowią treść mojego
powołania…
Nie potrafię do końca
wytłumaczyć lub wyjaśnić stanu, w jakim obecnie się znajduję. Nie umiem opisać
czy scharakteryzować owego stanu w żaden możliwy, ludzki sposób… To jest po
prostu niewyobrażalnie trudne, wręcz nierealne, bo niezwykle piękne, a nawet
przepiękne i przekraczające wszelkie normy, którymi człowiek starałby się
zobrazować doskonałość błogości i odczuwanej miłości.
Wykonuję daną czynność,
podczas której każdym zmysłem doświadczam mojej duszy wtulonej w stopy Pana
Boga, wręcz oplecionej wokół Jego stóp wianuszkiem próśb zroszonego wzruszeniem
błagania. Rozmawiam z bliskimi, siedząc obok, a jednocześnie będąc w Ojcu
Niebieskim i przy Ojcu Niebieskim, jakbym była maleńką kroplą w bezpiecznych
dłoniach rozgrzanych ciepłem Miłości, jakbym była w dwóch różnych miejscach
jednocześnie. Czuję Boga całą sobą, każdym zmysłem a z minuty na minutę coraz
silniej i mocniej, coraz bardziej namacalnie, coraz bardziej realnie…
Nie umiem się od Niego
oderwać… Nie chcę!... Pragnę zostać przy moim Panu i w moim Panu… Czuję się
spokojna, bo bezpieczna i kochana, wysłuchiwana i pocieszana…
Gdziekolwiek się nie
ruszę, cokolwiek nie robię jestem z Bogiem i w Bogu. Duszą wrastam w Niego
niczym drzewo spragnione wody. Żaden człowiek, żadna rozmowa, nikt i nic
absolutnie nie jest w stanie dać mi cienia tego wszystkiego, co otrzymuję od
mego Ojca. Ufam memu Stwórcy i wierzę Jemu oraz w Niego, dlatego oddaję się
cała Panu Bogu, zawierzając Mu wszystkich i prosząc o owocne wypełnienie Jego
woli, będącej przecież Intencją Miłości.
Trwam przy moim Ojcu i
błagam nieustannie, by uwolnił i uzdrowił, nawrócił i uświęcił duszę bliskiej
memu sercu a chorującej osoby, prosząc równocześnie o uleczenie ciała. Leżę u
stóp mego Pana w intencji zbawienia. Błagam o Miłosierdzie. Proszę o
uzdrowienie ciała, jeśli taka jest Jego wola, ale przede wszystkim walczę o
duszę… Nie umiem bowiem nie patrzyć w odległą przyszłość, znacznie ważniejszą
od nadchodzącego jutra…
Panie mój umiłowany i
Boże mój najukochańszy… rozpal duszę tego biednego, poranionego człowieka
ogniem Twojej POTĘŻNEJ Miłości!, namaść ją ŻYCIEM – Duchem Świętym, pozostaw tegoż
człowieka w doczesnym pielgrzymowaniu, jeśli taka jest Twoja wola, i uczyń z
niego pochodnię Twojego Światła – świadectwo Twojej Obecności, by dla innych
był wzorem do naśladowania i przewodnikiem w drodze do Królestwa Niebieskiego.
Panie, Ty wszystko możesz, bowiem Ty jesteś Początkiem i Końcem, Ty jesteś
Życiem. Uczyń z tegoż biednego, schorowanego, poranionego i cierpiącego
człowieka, w którym tli się doczesność, Swego apostoła jak z Szawła uczyniłeś
Pawła. Wyłuskaj w nim, co najlepsze, bo pochodzące od Ciebie i niedotknięte
oraz nieskażone złem. Rozpal go Miłością, Światłem, Prawdą i Życiem, by dzięki
jego uzdrowionej duszy oraz wyleczonego ciała ludzie z nim obcujący zobaczyli
Ciebie i by Ciebie zapragnęli w swoim codziennym pielgrzymowaniu do Domu
Rodzinnego…
Jeśli taka jest Twoja
wola Panie…
Wybacz mi nędznej, że
opisuję swój lament, bo kimże jestem by Ci wskazywać, wyliczać, dyktować czy
podpowiadać lub radzić wypowiadanymi prośbami?!, ale, błagam!, miej baczenie na
krwawiące rany serca tegoż człowieka, którego ciało choruje a dusza cierpi z
powodu okrutnych poranień. Pomóż mu zobaczyć w oczach Jezusa jego własne pełne
bólu spojrzenie. Pozwól mu ujrzeć w Twym Ukrzyżowanym Synu ciężar wszystkich
osobistych cierpień i poranień, które Chrystus Drzewem Zbawienia wziął z jego
duszy i ciała na własne ramiona. Daj temuż biednemu człowiekowi doświadczyć siebie
w umęczonym Jezusie. Podaruj mu szansę odwzajemnienia Twojej Ojcowskiej
Miłości, a poprzez chorobę i ból z nią związany oraz strach naucz go kochać
Twoim Sercem Panie, niszcząc w nim wszystko, co Tobie niemiłe, a budząc do
życia to, co Ciebie Boże odzwierciedla.
Ten biedny człowiek
nigdy nie słyszał z ust własnego ojca swego imienia, więc Ty go zawołaj po
imieniu mój Ojcze umiłowany, powołując tegoż biednego człowieka do znacznie
piękniejszego doczesnego życia niż kiedykolwiek nim ono było, do życia, którym
mógłby służyć Tobie, w równie biednych i upadłych rozpalając nadzieję oraz
pragnienie miłości i wiary słowem świadectwa o Tobie mój Panie…
Jeśli tylko taka jest
Twoja wola…
Błogosław mu Panie i
strzeż go, rozpromieniając nad nim oblicze Swoje i obdarzając go Swą łaską, a
zwracając ku niemu oblicze, napełniaj tegoż biednego, poranionego człowieka
pokojem w imię bolesnej Męki Najmilszego Syna Twojego a Pana mojego Jezusa
Chrystusa.
…
Przykładam głowę swoją
Panie mój i Boże do Twych stóp, jak się wtula skroń do poduszki, ufając całym
sercem i całą duszą, że się spełni Twoja wola.