"Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech wola Twoja spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy , jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!"
(Mt 6,9-13)
Modlitwa Pańska od wielu lat zmawiana była i przekazywana z wkomponowanym w treść zwrotem: "i nie wódź nas na pokuszenie", zastępującym biblijnie zapisaną prośbę: "nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!"
I. ZGRZYT SEMANTYCZNY.
Osobiście nie znajduję w zaistniałej różnicy językowej żadnego bluźnierstwa, błędu czy niezgodności, którymi człowiek mógłby umniejszyć Boga czy Go w jakikolwiek sposób poniżyć, co wywoływało spory spór w dyskusjach teologicznych jakie podejmowałam ze zwolennikami wersji poprawionej przez papieża Franciszka i odnoszącej się do pierwotnego zapisu zaczerpniętego z Ewangelii według św. Mateusza; zwolennikami widzącymi w Panu Nieba oraz Ziemi tylko Miłosiernego i uległego wobec ludzkich wdzięków Stwórcę, w związku z czym z dumą przywołującymi argument Biskupa Rzymskiego, twierdzącego, że "to nie Bóg popycha mnie ku pokusie, by patrzeć jak upadam. Ojciec tak nie postępuje. Ojciec natychmiast pomaga wstać. To Szatan prowadzi nas na pokuszenie." (https://www.rp.pl/spoleczenstwo/art9319631-papiez-franciszek-zmienia-tresc-modlitwy-ojcze-nasz).
Nie ukrywam, że trudno mi się zgodzić z przytoczonym argumentem Piotra naszych czasów, gdyż w słowach wypowiedzianych przez głowę Kościoła sporo jest informacji budzących niepokój zmuszający uważnego chrześcijanina do głębokich refleksji.
W celu uchwycenia rozbieżności pomiędzy decyzją papieża Franciszka, dotyczącą zmian wprowadzonych w Modlitwę Pańską, a jej uzasadnieniem, pragnę zwrócić uwagę na drobną, ale istotną różnicę, a mianowicie:
"Wodzić" - według znaczenia semantycznego, jakie przedstawia "Słownik języka polskiego" PWN - oznacza nic innego jak "iść, prowadząc kogoś w różne miejsca".
Niczego złego i zdrożnego w owym określeniu nie dostrzegam, a nawet, interpretując ów wyraz w kontekście Modlitwy Pańskiej, zauważam zapewnienie, że w życiu codziennym człowiek przez różnorodne sytuacje oraz doświadczenia jest przeprowadzany przez idącego przy nim Boga, więc nie podąża sam, nie jest skazany wyłącznie na siebie, nie jest porzucony.
Pokuszenie natomiast - zgodnie z definicją "Słownika języka polskiego" PWN - to nic innego jak "odważenie się na coś i usiłowanie zrobienia czegoś niebezpiecznego, trudnego".
W owym zwrocie również nie dostrzegam czegoś uwłaczającego, a w kontekście doczesnych wyzwań, jakie rzuca człowiekowi pod nogi niegodziwy los, czy w kontekście Pisma Świętego zauważam w owym określeniu postawę, którą musi przyjąć każdy z nas, by uporać się z trudem niełatwej codzienności, by zmierzyć się z problemami, kłopotami, zmartwieniami czy niepowodzeniami i (np.) chorobą.
W związku z tym w świetle przedstawionego znaczenia semantycznego wyżej zdefiniowanych wyrazów ich połączenie: "wodzić na pokuszenie" idealnie (w moim odczuciu) koresponduje z ludzką egzystencją. Odnosi się bowiem do przeprowadzania nas, przez idącego z nami i wiernie towarzyszącego nam Boga, przez różne miejsca - różne doświadczenia, wymagające od nas odwagi na zmierzenie się z nimi i zmuszające nas do usiłowania zrobienia czegoś, co może okazać się dla nas niebezpieczne oraz trudne lub bolesne, ale w danej (zagrażającej nam czy nieprzyjemnej i niekorzystnej dla nas) sytuacji konieczne. W treści przedstawionego wyjaśnienia należy zauważyć, iż Ojciec Wszechmogący wodzący nas na pokuszenie, a więc przeprowadzający nas przez znój codzienności czy cierpienia, zawsze idzie z nami - wiernie nam towarzyszy, choć wymaga od nas (z tytułu podarowanej nam wolnej woli, czyli prawa do samodzielnego podejmowania decyzji i dokonywania wyborów), byśmy to my sami odważyli się na bycie cierpliwymi, oddanymi, wytrwałymi i godnie znoszącymi wszelki trud oraz byśmy to my sami usiłowali swą wiernością, i wiarą, co nie jest łatwe w bolesnych dla nas chwilach, okazać Panu Nieba i Ziemi swe oddanie oraz ufność, co zawsze jest przez Stwórce nagradzane.
Zatem nie ma (moim zdaniem) niczego złego w zwrocie: "i nie wódź nas na pokuszenie". Pokuszenie bowiem to odważenie się na coś i usiłowanie zrobienia czegoś trudnego, niebezpiecznego. Wodzenie zaś to przeprowadzenie kogoś przez różne miejsca (doświadczenia) z wiernym mu towarzyszeniem. Pokusa zaś - zgodnie z zapisem "Słownika języka polskiego" PWN wyjaśniającym znaczenie semantyczne tegoż określenia - to "żądza, pragnienie". Zatem trudno jest postawić znak równości między "pokuszeniem" a "pokusą", bo to nie! dokładnie to samo wbrew pozorom, podobnie jak słowa: "adorowany" i "adorujący" semantycznie pokrewne, ale (gdyby się nad nimi pochylić krótkim rozumieniem ukrytego w nich sensu) oznaczające zgoła kogoś zupełnie innego: adorowany - Chrystus, adorujący zaś - chrześcijanin klęczący przed Najświętszym Sakramentem i pogrążony w głębokiej modlitwie. W związku z tym w zwrocie "i nie wódź nas na pokuszenie" (w moim rozumieniu - co podkreślę raz jeszcze) nie ma niczego, co byłoby złe i niedopuszczalne. Wyszczególniony zwrot ma po prostu nieco inne zabarwienie semantyczne i tym samym stanowi przenośnik nieco innej intencji niż zwrot "nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie". Wypowiadając w modlitwie słowa: "i nie wódź nas na pokuszenie", zwracamy się do Boga z prośbą, by idąc z nami, nie przeprowadzał nas przez niebezpieczne dla nas miejsca - bardzo trudne doświadczenia, byśmy nie musieli szukać w sobie odwagi na zmierzenie się z nimi i byśmy nie byli zmuszani do usiłowania radzenia sobie z ciężarem cierpienia, jakiego pragnęlibyśmy uniknąć, żeby nie narażać się na grzech zwątpienia, gniewu, rezygnacji i żeby swą słabością lub twardym karkiem nie zawieść Ojca Wszechmogącego z powodu (chociażby) lęku, zmęczenia odczuwanym bólem. Natomiast zwrot "nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie" to prośba, by Bóg chronił nas od żądz i pragnień jakie mogą okazać się dla nas zgubne, odbierające nam pokój ducha i przywilej cieszenia się życiem wiecznym.
I tak dla przykładu zobrazowania pokuszenia, pozwolę sobie przeanalizować semantyczne zabarwienie wycofanego przez papieża Franciszka zwrotu. W tym calu posłużę się następującymi osobami sportretowanymi w Piśmie Świętym:
Bóg wodził na pokuszenie Hioba. Przeprowadzał go przez pasmo niewyobrażalnie przykrych i bolesnych doświadczeń, wiernie towarzysząc mu w cierpieniu, które nań dopuścił, bo obserwując go bacznie oraz cierpliwie i oceniając jego postawę jako wiernego Mu sługi. W tejże sytuacji pokuszeniem Hioba była konieczność odważenia się na akceptację pasma nieszczęść, jakie go osaczyły, na przyjęcie z pokorą trudnych dla niego wydarzeń i na zmierzenie się z ciężarem mąk, z którymi był zmuszony się zmagać każdego dnia swej doczesnej wędrówki. Pokuszeniem Hioba było także usiłowanie pozostania wiernym poddającemu go próbie Bogu, okazania Ojcu Wszechmogącemu miłości i zaufania, dania świadectwa silnej wiary.
Bóg wodzi na pokuszenie również Abrahama. Stawia przed nim bardzo trudne zadanie, bo żąda, by ten "wziął swego syna jedynego, którego miłuje, Izaaka, by poszedł do kraju Moria i tam złożył go w ofierze na jednym z pagórków, jakie mu wskaże" (Rdz 22,2), po czym, kiedy wierny sługa stara się wykonać polecenie Ojca Wszechmogącego i wyrusza w drogę do miejscowości wybranej przez Stwórcę, Ten wiernie mu towarzyszy - przeprowadza go i obserwuje w głębokim milczeniu, które przerywa, gdy posłuszny Mu mężczyzna "sięga ręką po nóż, aby zabić swego syna" (Rdz 22,9). Pokuszeniem Abrahama w tej sytuacji jest odważenie się na zagłuszenie swej rodzicielskiej miłości do pociechy miłością do Boga, jak również usiłowanie zamordowania własnego potomka i złożenia go w całopaleniu na chwałę Pana według Jego woli.
W kontekście więc owych wyżej przytoczonych przykładów biblijnych nie dostrzegam we zwrocie błagalnej modlitwy, słowami której prosimy: "i nie wódź nas na pokuszenie", niczego niestosownego i błędnego, a jedynie widzę w owym zwrocie uniżenie się przed Stwórcą i wołanie, by Ten nie poddawał nas próbom, jakim musieli sprostać (np.) Hiob i Abraham.
Czy jest w tym coś, czym moglibyśmy zgrzeszyć przeciwko Panu?
Uważam, że absolutnie nie!, biorąc pod uwagę obietnicę złożoną nam przez Jezusa Chrystusa, zwracającego się do nas - w Niego wierzących słowami zapewnienia, iż "o cokolwiek prosić będziemy w imię Jego, to uczyni, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu; o cokolwiek prosić Go będziemy w imię Jego, On to spełni" (J 14,13-14). W związku z tym mamy pełne prawo błagać, by Pan odstąpił od przeprowadzania nas przez sytuacje, zdarzenia, wywołujące w nas strach i lęk przed cierpieniem, przykrością, bólem, rozpaczą, jakich moglibyśmy nie być w stanie udźwignąć, z jakimi nie chcielibyśmy się zmierzyć. Nie ma zatem (w moim odczuciu) niczego złego w błaganiu Boga, by nie narażał nas na trud niepożądanych przez nas doświadczeń. Mamy prawo prosić, aby nie wodził nas - nie przeprowadzał nas przez przykre sytuacje czy wydarzenia i tym samym, by nie zmuszał nas do konieczności odważenia się na przyjęcie pasma bolesnych doznań i wyrzeczeń, byśmy nie musieli usiłować dokonywać rzeczy wręcz niemożliwych czy przekraczających naszą psychiczną odporność na cierpienia, wyobrażenie których budzi w nas potworny strach i wprowadza w dyskomfort ogromnego, paraliżującego nas przerażenia, jakie bardzo łatwo jest poczuć na własnej skórze, kiedy tylko w głębokiej zadumie postawimy się na miejscu Hioba czy Abrahama.
W celu zaś zobrazowania znaczenia pokusy, jakiej modlący się do Ojca Wszechmogącego nie chcieliby ulec,pozwolę sobie przeanalizować semantyczne zabarwienie owego zwrotu następującymi przykładami zaczerpniętymi oczywiście z Pisma Świętego:
Bóg wyprowadzając Swego Jednorodzonego Syna na pustynię, dopuszcza, by Ten był kuszony przez diabła. Chrystus więc poddawany jest próbie siły Swej woli. Diabeł pojawia się w chwili słabości Ciała Syna Człowieczego, czyli w chwili, w której budzą się w człowieku żądze i pragnienia, mające charakter fizyczny, jak zaspokojenie potrzeb biologicznych, czy metafizyczny, jak chęć wzbogacenia się, zdobycia władzy i wpływów zapewnienia sobie wygody oraz prestiżu społecznego i bycia kimś ponad wszystkimi. Zły wykorzystuje wówczas moment, w jakim wypatrzona przez niego ofiara mota się i szarpie w sieci własnej niemocy oraz bezradności - w pułapce głodu i pragnienia lub we wnykach pychy. W przypadku Jezusa diabeł uderza w Jego słaby punkt, którym jest odczuwany głód, dlatego zachęca Go, by Chrystus przemienił kamienie skały w chleb, a tym samym by zaspokoił potrzebę biologiczną Swego Ciała, czyli by stworzył Sobie okazję do posilenia się (Mt 4,1-4). Próbuje zatem usidlić Mesjasza, budząc w nim pokusy czysto fizyczne. Stara się skłonić Syna Człowieczego, by Ten zaspokoił pragnienie głodu i by uczynił tym przyjemność Swemu Ciału. Kiedy jednak nie odnosi sukcesu, posuwa się do pokus metafizycznych rodzących się z pychy. Poddaje w wątpliwość pochodzenie Chrystusa, licząc, że w ten sposób poruszy w nim oburzenie będące wynikiem dumy i samouwielbienia, poczucia własnej wartości i przekonania w posiadaną wyjątkowość. Z tego powodu żąda, by Jezus udowodnił, iż jest Synem Bożym, rzucając się w dół i tym samym zmuszając zastępy Aniołów, aby nosiły Go na rękach i nie dopuściły do urażenia się Mesjasza w nogę o kamień (Mt 4,5-7). Kiedy i tym razem nie odnosi zamierzonego celu, ponownie łechce pychę w Synu Człowieczym, licząc, iż więcej w nim z istoty ludzkiej niż z Boga, a tym samym przedstawiając Zbawicielowi propozycję panowania i królowania nad wszystkimi królestwami świata i ich przepychem (Mt 4,8-11).
Kolejnym przykładem pokus jako żądz i pragnień jest ulegający pysze Judasz Iskariota, który kuszony przez diabła zyskiem finansowym sprzedaje - zdradza Chrystusa za trzydzieści srebrników (Łk 22,1-6). Wspomniany apostoł - jeden z dwunastu nie był w stanie zwalczyć w sobie chęci wzbogacenia się i zapewnienia sobie wygód czerpanych z korzyści materialnej. Uległ pokusie - (tzw.) żądzy pieniądza.
W związku z powyższym proszenie Boga o to, by "nie dopuścił, abyśmy ulegli pokusie" niczym Judasz Iskariota, jest równie ważne jak proszenie Ojca Wszechmogącego, by "nie wodził nas na pokuszenie", czyli nie przeprowadzał nas przez przykre i bolesne dla nas doświadczenia, w obliczu których - wzorem Hioba czy Abrahama - będziemy musieli odważyć się zmierzyć z ogromem ich trudu i usilnie starać się zachować w sobie wiarę, nadzieję oraz miłość, wydziobywane poczuciem niemocy i bezradności z naszych zbyt słabych oraz często niewiernych serc. Zatem zarówno jedna, jak i druga forma Modlitwy Pańskiej (tak uważam) jest słuszna i poprawna. Żaden z wyżej wymienionych zwrotów (ani: "i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie", ani: "i nie wódź nas na pokuszenie") nie jest wypowiedzią o charakterze błagalnym, którą wołający do Boga człowiek, mógłby Ojca Wszechmogącego urazić. Z tego właśnie powodu trudno zgodzić mi się z decyzją papieża Franciszka, odrzucającego od wielu lat używany przez nas w Modlitwie Pańskiej zwrot: "i nie wódź nas na pokuszenie" jako błędny oraz nie mający prawa do bycia stosowanym przez nas, kiedy, klękając przed Panem Nieba i Ziemi, nawiązujemy z Nim kontakt, prosząc o błogosławieństwa i łaski oraz ochronę od złego.
c.d.n.